czwartek, 19 listopada 2015

Barcelona.

Tak tylko napiszę, że od wizyty w Barcelonie minął już prawie rok (!). Jednak z wielu przyczyn dopiero teraz się próbuję zmobilizować i nadrobić. Żeby zajrzeć tu w przyszłości i przejrzeć sobie zdjęcia. Jak się wam chce, to zapraszam.

Kolumb i palmy, palmy, palmy.

niedziela, 15 listopada 2015

Norwegia, Stavanger

To już ostatni post z Norwegii. Parę zebranych zdjęć z dłuższych i krótszych spacerów po Stavanger; +Koziełu, jeśli to czytasz, to musisz wiedzieć, że jesteś najlepszym gospodarzem wszechczasów i nieporównywalnym z nikim Pacyfikiem! <3



niedziela, 8 listopada 2015

Norwegia, dzień 6: Lifjell mast (i okolice)

Końcówka wyjazdu już na spokojnie - Język Trolla i północną część Norwegii zostawiamy na kolejny raz. Miał być spokojny spacer na Lifjell mast, gdzie wiało nieziemsko, jednak było nam mało więc wydłużyliśmy sobie trasę o parę dobrych godzin :)


czwartek, 5 listopada 2015

Norwegia, dzień 5: Kjerag!

Stwierdziłam, że dużo lepiej wychodzi mi wrzucanie zdjęć niż pisanie tekstów. A poza tym, zdjęcia z Norwegii mówią same za siebie..

Trasa z Anną Ciężką Nogą:

czwartek, 1 października 2015

Warszawa. :)

Jestem lamusem i nie mogę się zebrać do napisania kolejnych zaległych opór postów, więc na pocieszenie zdjęcia z Warszawy (i Puław) z moich krótkich wizyt z lutego i kwietnia oraz nieco dłuższych wakacji. [Wszystkie zrobione analogiem (Olympus Mju II) na kliszach Fujicolor 200. To nasze początki, prosimy o wyrozumiałość]

LUTY


wtorek, 18 sierpnia 2015

Norwegia, dzień 3: plaże Ølberg - Vigdel - Hellestø

Jedna z prostszych, ale też chyba moich ulubionych tras tego wyjazdu.

Ze względów zdrowotnych postanowiłyśmy spędzić ten dzień spokojniej - a jako, że zapowiadali dobrą pogodę, znalazłam jakiś szlak na wybrzeżu, reklamowany pięknymi zdjęciami plaż. Więc ruszyłyśmy. Z typowo optymistycznym nastawieniem R. wzięła buty do biegania - przecież łażenie po plaży nie jest zbyt wymagające, więc pobiegnie sobie brzegiem morza.. Brzegiem morza...


...eeeee, właśnie. Brzeg morza wygląda właśnie tak :D 

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Norwegia, dzień 2: Preikestolen

Preikestolen, znany też jako "ambona" albo "pulpit rock", to klif o wysokości 604 m, położony nad Lysefjordem. 
"Płaska powierzchnia wierzchołka o wymiarach 25 na 25 metrów, jest jedną z największych atrakcji turystycznych tego kraju. Powstała najprawdopodobniej ok 10 tysięcy lat temu w wyniku pęknięcia skał pod wpływem mrozu. Po drugiej stronie Lysefjordu znajduje się wierzchołek Kjerag, który jest również bardzo chętnie odwiedzany przez turystów." (za Wiki). 
Trasa nie jest trudna, po niemal każdym podejściu następuje odcinek płaski, a ostatnia część szlaku może sprawiać problemy jedynie osobom z lękiem wysokości - bywa dość wąsko momentami i można zobaczyć, co leży poniżej ;)  Najszybciej można dostać się tam promem, ale droga ze Stavanger samochodem też nie zajmuje długo (około godziny jazdy, ale trzeba uwzględnić prom, który kursuje co około pół godziny, więc zależy też, czy mamy szczęście).
Poniżej zdjęcia :)

niedziela, 16 sierpnia 2015

Norwegia, dzień 1: Dalsnuten & Øvre Eikenuten

Tytułem wstępu, po opublikowaniu zdjęć z Toledo utknęłam. Chciałam nadrabiać posty chronologicznie, czyli dalej przechodząc do Barcelony i wyjazdu w Pireneje. Jednak ze względu na sytuację osobistą, której pewnie większość z Was jest świadoma, nie mogłam się zebrać do przeglądania zdjęć i ruszenia dalej.
Dlatego po tygodniu dopiero co spędzonym w Norwegii, wrzucam zdjęcia już teraz (tym bardziej, że wywołałam już kliszę - aż żal ściska, że miałam tylko jedną ze sobą. Ech.)

W sobotę 1 sierpnia, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, udało nam się zwlec przed piątą z łóżek, dotrzeć na lotnisko, przepakować i owinąć w-co-się-dało wina i wódki wrzucone tam niefrasobliwie przez R, a po dwóch godzinach lotu byłyśmy już na miejscu.
Przy odbiorze bagażu modliłam się tylko, by nie zauważyć żadnych płynów wyciekających z żadnej strony ani nie poczuć mocarnego zapachu wódy. Do tej pory nie wiadomo jakim cudem, ale - udało się. :D

Więc od razu ruszyliśmy ze Stavanger na drugą stronę fjordu na mały spacer:


wtorek, 14 lipca 2015

Toledo!

Toledo, Tolediño, które miało zachwycić widokami i panoramą miasta powitało nas mgłą i okrutnym zimnem. (Przez "okrutne zimno" rozumiem około zera stopni, które jednak bardzo doskwiera w cienkiej wiosennej parce i adidasach).

Za to z wesołych wspomnień: pan kierowca (znowu BlaBlaCar) pytał mnie po drodze gdzie jest Polska, czy Ukraina to część Polski i też czy mamy ten "dziwny alfabet". Do tego opowiedział mi, że najdalej na północy był w Londynie, a na wakacje jeździ tylko do Grecji, Francji, Włoch albo Portugalii. Typowa śródziemnomorska mentalność, niestety.

A jako, że nie ma dużo do opisywania, wrzucam foty z całego zimnego dnia, stąd też często przeplatanego jedzeniem i kawą :)



czyli: korzystaj z Toledo! 
zatem jazda:


poniedziałek, 22 czerwca 2015

Madryt cz. 2: słońce, muzea, jedzenie

Poniższe zdjęcie przedstawia najbardziej świąteczny element całej mojej podróży. Plastikowe bombki na lotnisku:


No, może poza tak zwanym El Gordo, czyli bożonarodzeniową ogólnokrajową loterią, na której punkcie Hiszpanie szaleją. Stoją w kilkugodzinnej kolejce po losy, które kosztują małą fortunę, a następnie odsprzedają części tych losów za parę euro więcej ("losy Doni Manoliny! zostało już tylko 30!")


poniedziałek, 11 maja 2015

Madrid cz. 1 : główne atrakcje + dużo słońca

W połowie grudnia miałyśmy "zaplanowany" wyjazd do Hiszpanii. Zaplanowany to duże słowo w zasadzie: miałyśmy kupiony bilet Ryanairem w jedną stronę, z Marsylii do Madrytu. Z powodu egzaminów i dużej ilości pracy aż do wieczora przed wylotem nie byłyśmy pewne czy w ogóle tam dotrzemy :D 

Decyzję podjęłyśmy koło 17: JEDZIEMY. Okazało się, że nic nie jest załatwione - transport do Marsylii, ja nie miałam plecaka, Helo też nie. Więc zaczęłyśmy wszystko ogarniać na ostatnią chwilę, kolejnego dnia miałyśmy wyjechać przed 7 rano, 10 minut przed zamknięciem sklepu w centrum udało mi się kupić plecak, załatwiłyśmy też najważniejsze rzeczy: hosta na pierwsze dni w Madrycie i pakowanie.

Po mega ciężkiej pobudce, drodze do Marsylii i 6 godzinach na lotnisku - wreszcie moja ukochana Hiszpania!


niedziela, 3 maja 2015

Lyon - Fête des Lumières

Znów Lyon - tym razem grudniowy. Wyrbałyśmy się tam dzięki.. kierowcy jednego z Blablacarów który nam powiedział o dorocznym festiwalu świateł, podobno ogromnym i pięknym. A swoją drogą, blablacarów używałyśmy bardzo dużo we Francji: są duuużo tańsze niż pociągi, a czasowo wychodzi podobnie.

Jako, że ten jeden z najbardziej popularnych festiwali świateł odbywa się zawsze na początku grudnia ( i podobno ma wyrażać wdzięczność wobec Maryji), pogoda zdecydowanie nie dopisała. Lyon leży daleko od Morza Śródziemnego, więc okołozerowe temperatury były dla nas sporym szokiem po przyjeździe z jednak ciepławego Montpellier. Włożyłam na siebie wszelkie dostępne warstwy, a i tak marzłam okrutnie:



niedziela, 26 kwietnia 2015

Arles w deszczu, nanana

Postanowiłyśmy pojechać do Arles. W listopadzie. Dla osób nieznających klimatu śródziemnomorskiego: raczej nie jest to najlepsza decyzja, bo pada często i gęsto. No ale - hej przygodo!




czwartek, 23 kwietnia 2015

Abbaye de Montmajour: niech żyje Harry Potter.

..czyli Opactwo św. Piotra w Montmajour, kilka kilometrów od Arles, jedno z bardziej magicznych miejsc, które odwiedziłam we Francji :)


Żeby zadośćuczynić historii: opactwo zostało założone w 948 (!) i pod koniec X w. stało się jednym z najbogatszych opactw w Prowansji. Od XI do XVIII w. przypada jego najbardziej intensywny rozwój i rozbudowa. Opactwo przekazano benedyktynom, w 963 papież Leon III podporządkował opactwo swojej bezpośredniej jurysdykcji, a od XI w. opactwo stało się miejscem pochówku władców Prowansji:

czyli całkiem spoko prestiż :D ..plepleplepleple, ale i tak dla mnie to miejsce to Mały Hogwart.

No, spójrzcie sami. (Byłam tak podjarana, że zrobiłam okołomiliard zdjęć).


poniedziałek, 20 kwietnia 2015

piątek, 17 kwietnia 2015

Aigues-Mortes

Pewnego październikowego dnia wybrałyśmy się z Izą, Bałcze i Helo do mieścinki-okruszynki blisko Montpellier, w tak zwanym Camargue. [Dzisiejszy odcinek jest w stylu Bravo FotoStory]




środa, 15 kwietnia 2015

Montpellier: VARIA.

Pozostał mi jeden folder ze zdjęciami, które nie mają ŻADNEJ estetycznej wartości poza czysto sentymentalną. 


Mój ulubiony bazarek z warzywami i owocami. Co dziwne - tańszy niż supermarkety, sprzedawca zawsze ten sam który mimo że wiedział, że nie mówię po francusku - zawsze uparcie mnie pytał w swoim języku co tam u mnie. I czasem nie pozwalał mi zapłacić za oliwki na wagę (omnomnoooom).
Zamiast siatek - zakupy się wrzucało do takiego oto kolorowego koszyka :D

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Montpellier - poprzez jesień i zimę

Oczywiście jak to w moim stylu - najpierw byłam zalatana strasznie a potem zapomniałam i olałam bloga, kiedy już czas był. Wrzucam parę zaległych rzeczy, nie mogę obiecać, że uda mi się to utrzymać - no ale jedziem chociaż z tym!

Poprzez słoneczne i ciepłe listopadowe dni spędzane w parku..