Tytułem wstępu, po opublikowaniu zdjęć z Toledo utknęłam. Chciałam nadrabiać posty chronologicznie, czyli dalej przechodząc do Barcelony i wyjazdu w Pireneje. Jednak ze względu na sytuację osobistą, której pewnie większość z Was jest świadoma, nie mogłam się zebrać do przeglądania zdjęć i ruszenia dalej.
Dlatego po tygodniu dopiero co spędzonym w Norwegii, wrzucam zdjęcia już teraz (tym bardziej, że wywołałam już kliszę - aż żal ściska, że miałam tylko jedną ze sobą. Ech.)
W sobotę 1 sierpnia, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, udało nam się zwlec przed piątą z łóżek, dotrzeć na lotnisko, przepakować i owinąć w-co-się-dało wina i wódki wrzucone tam niefrasobliwie przez R, a po dwóch godzinach lotu byłyśmy już na miejscu.
Przy odbiorze bagażu modliłam się tylko, by nie zauważyć żadnych płynów wyciekających z żadnej strony ani nie poczuć mocarnego zapachu wódy. Do tej pory nie wiadomo jakim cudem, ale - udało się. :D
Więc od razu ruszyliśmy ze Stavanger na drugą stronę fjordu na mały spacer: