wtorek, 18 sierpnia 2015

Norwegia, dzień 3: plaże Ølberg - Vigdel - Hellestø

Jedna z prostszych, ale też chyba moich ulubionych tras tego wyjazdu.

Ze względów zdrowotnych postanowiłyśmy spędzić ten dzień spokojniej - a jako, że zapowiadali dobrą pogodę, znalazłam jakiś szlak na wybrzeżu, reklamowany pięknymi zdjęciami plaż. Więc ruszyłyśmy. Z typowo optymistycznym nastawieniem R. wzięła buty do biegania - przecież łażenie po plaży nie jest zbyt wymagające, więc pobiegnie sobie brzegiem morza.. Brzegiem morza...


...eeeee, właśnie. Brzeg morza wygląda właśnie tak :D 

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Norwegia, dzień 2: Preikestolen

Preikestolen, znany też jako "ambona" albo "pulpit rock", to klif o wysokości 604 m, położony nad Lysefjordem. 
"Płaska powierzchnia wierzchołka o wymiarach 25 na 25 metrów, jest jedną z największych atrakcji turystycznych tego kraju. Powstała najprawdopodobniej ok 10 tysięcy lat temu w wyniku pęknięcia skał pod wpływem mrozu. Po drugiej stronie Lysefjordu znajduje się wierzchołek Kjerag, który jest również bardzo chętnie odwiedzany przez turystów." (za Wiki). 
Trasa nie jest trudna, po niemal każdym podejściu następuje odcinek płaski, a ostatnia część szlaku może sprawiać problemy jedynie osobom z lękiem wysokości - bywa dość wąsko momentami i można zobaczyć, co leży poniżej ;)  Najszybciej można dostać się tam promem, ale droga ze Stavanger samochodem też nie zajmuje długo (około godziny jazdy, ale trzeba uwzględnić prom, który kursuje co około pół godziny, więc zależy też, czy mamy szczęście).
Poniżej zdjęcia :)

niedziela, 16 sierpnia 2015

Norwegia, dzień 1: Dalsnuten & Øvre Eikenuten

Tytułem wstępu, po opublikowaniu zdjęć z Toledo utknęłam. Chciałam nadrabiać posty chronologicznie, czyli dalej przechodząc do Barcelony i wyjazdu w Pireneje. Jednak ze względu na sytuację osobistą, której pewnie większość z Was jest świadoma, nie mogłam się zebrać do przeglądania zdjęć i ruszenia dalej.
Dlatego po tygodniu dopiero co spędzonym w Norwegii, wrzucam zdjęcia już teraz (tym bardziej, że wywołałam już kliszę - aż żal ściska, że miałam tylko jedną ze sobą. Ech.)

W sobotę 1 sierpnia, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, udało nam się zwlec przed piątą z łóżek, dotrzeć na lotnisko, przepakować i owinąć w-co-się-dało wina i wódki wrzucone tam niefrasobliwie przez R, a po dwóch godzinach lotu byłyśmy już na miejscu.
Przy odbiorze bagażu modliłam się tylko, by nie zauważyć żadnych płynów wyciekających z żadnej strony ani nie poczuć mocarnego zapachu wódy. Do tej pory nie wiadomo jakim cudem, ale - udało się. :D

Więc od razu ruszyliśmy ze Stavanger na drugą stronę fjordu na mały spacer: