niedziela, 29 maja 2016

Gdybym była tym, co jem

POZA DOMEM; lubię robić zdjęcia lokalnych targów jakoś tak.




Jadłam tu najlepsze pasteis de nata w moim życiu (poza Portugalią oczywiście) 



Nagie króliki i bezgłowe kurczaki. Gdzieś mam zdjęcie martwego prosiaka z Portugalii, też kiedyś wrzucę. I inne takie kwiatki.

W DOMU TEŻ JEM.

"Dorosłym zaczyna się być wtedy, gdy na imprezach jest więcej jedzenia, niż alkoholu" 
~ja.



Czasem trzeba wyjechać z domu, by odnaleźć w sobie miłość do polskiego jedzenia. WONTRUPKO-OJCZYZNO-MOJA.

środa, 11 maja 2016

Zima w Montrealu, cz. 2

Taka to moja okolica, miasto, które kocham coraz bardziej z każdym dniem:





Park Mont Royal i wiewióry, wiewióry, wiewióry..








Wspomniane już Ghetto: 




Inne przypadkowe spacery po Montrealu: 


Cudowny street art tu robią.

I stary port nad rzeką. A te dwa ostatnie zdjęcia pokazują coś, co lokalni uważają za "plażę" :D





Iiiiiiiiiiiii śnieżyca nocą!



niedziela, 8 maja 2016

Zima w Montrealu, cz. 1

Może kiedyś spiszę dalszą część przemyśleń z Kanady. Póki co, dla uwiecznienia, trochę zdjęć z Montrealu (wywołałam kliszę; z ciekawostek - mieszkam sobie w dzielnicy ortodoksyjnych Żydów, więc zakład fotograficzny, do którego chodzę, przez Żydów jest prowadzony i nigdy nie widziałam tam nie-żydowskich klientów, poza mną).

Zdjęcia z samolotu (jedyny plus lotu w dzień - można sobie pooglądać Grenlandię i dzikie regiony Kanady):




Widok z okna, z uczelni i w okolicy uczelni (którą to okolicę nazywa się tu pięknie "Ghetto", z racji na odsetek studentów, wiecznie imprezujących, którzy tam mieszkają):





Mieszkanie, które jest najwspanialsze na świecie, i gdzie jednak zimą przebywa się całkiem sporo jeśli się nie uprawia sportów zimowych (-20 uhuhuhuhuhu)



wiewióry są wszędzie


tak, mamy projektor na całą ścianę, a mój współlokator ma zajebiste obiektywy, które sobie pożyczam! 




prawdziwe amerykańskie pralnie + obiektyw szerokokątny
= miłość
Poutine, czyli frytki + mięcho + sosy. Koniecznie!
I było nie było, pancake + syrop klonowy. I czego chcieć więcej w niedzielę rano :)



środa, 4 maja 2016

Reunion po raz ostatni: Piton de la Fournaise

Piton de la Fournaise. Jedyny aktywny wulkan na Reunion i jedyny, na jaki do tej pory weszłam. Ale na pewno będę uderzać na kilka więcej, bo wrażenia są niesamowite.
A tymczasem chyba najbardziej niesamowity dzień z całego wyjazdu. Wielogodzinna wędrówka po kilkusetletniej, zastygłej lawie; kilkugodzinna wspinaczka na wulkan w niekończącej się mżawce i skałach, raniących stopy nawet przez nie-takie-tragiczne buty.

poniedziałek, 2 maja 2016

Plaine des Sables. W chmurach.

Plaine des Sables to płaskowyż, położony bardzo blisko jednego jedynego aktywnego wulkanu na Reunion. I wiedzie tamtędy jedyna droga do schroniska, służącego za bazę wypadową do większości szlaków wokół tego właśnie wulkanu - Piton de la Fournaise.
Plaine des Sables jest przepiękny.
Plaine des Sables wygląda jak Mars.