wtorek, 26 lipca 2016

Miriard rzeczy, których nie wiecie o Montrealu, cz. 1

Przez wiele miesięcy wyjazd z Montrealu znajdował się w moim słowniku pod hasłami "kiedyś", "oj nie ma co tak wybiegać w przyszłość" i "jeszcze mam czas wszystko zrobić" - ale BAM! nadszedł ten moment. Wyjazd zamajaczył gdzieś na horyzoncie, a pojęcie przestało być czystą abstrakcją: zapłaciłam ostatni czynsz za moje ukochane mieszkanie, za którym będę płakać tak samo intensywnie (a może nawet bardziej?..) niż za samym miastem. Po raz ostatni wykupiłam też bilet miesięczny, który notabene podrożał o dolara, z poziomu "kurewsko drogi" wskakując na poziom "kurewsko drogi + 1 dolar". Został mi tydzień. TYDZIEŃ..

Pełny tytuł tego posta to: "Miriard rzeczy których nie wiesz o Montrealu (a w zasadzie o Quebecu), ale to nic, bo i tak Cię nie będą obchodzić po przeczytaniu, chyba, że planujesz się tu przeprowadzić, ale pewnie nie". Ten post istnieje już od paru miesięcy w formie bardzo przypadkowej notatki. Mam wrażenie, że powinnam go takim opublikować, ale raczej nikt by nic nie zrozumiał z moich skrótów myślowych i licznych onomatopej, więc będzie wersja oporządzona. Jazda.

(1) W tym mieście każdy ma swój styl, i zdaje się, że nikomu nie wadzi to, jak noszą się inni. Sporo hipsteriady, sporo osób noszących stricte sportowe ubrania; część to "bohema" rodem z HΜ trochę hipisów, czasem kolorowe luźne spodnie; dużo czarnego, ale mało mroku, sporo sukienek, jeszcze więcej kostiumów; co nieco crop topów, dużo spodni tuż ponad kostkę, dresiarzy - brak. 
Niezależnie co na siebie włożysz - raczej wielkiego poruszenia nie wywołasz; czuję się tu lepiej niż w jednak bardziej jednolitej i monotonnej Warszawie.

(2) Komunikacja miejska. W autobusach wejście jest tylko przez przednie drzwi więc zazwyczaj trzeba przeciskać się przez gromadkę tych, którzy nie uważają za stosowne się nieco przesunąć. Jeśli kiedyś będziecie w Montrealu, nie zachowujcie się w ten sposób. Proszę.
Bilety jednorazowe są drogie (3,25 $ = ok 10 PLN). 10-przejazdowe są nieco tańsze (bodajże 27 $), ale nadal drogie, a i miesięczne są drogie jak nieszczęście. Tu prawie wszystko jest drogie.

(3) Z fajnych udogodnień - jeśli jesteś kobietą podróżującą samotnie autobusem w godzinach nocnych, możesz poprosić kierowcę o zatrzymanie się i wypuszczenie cię między dwoma przystankami (jeśli tylko kierowca może bezpiecznie wykonać taki manewr). Żeby dziewczę mogło bezpieczniej dotrzeć do domu :) Usługa ta nazywa się Between Stops i została wprowadzona.. w 1996 roku!

(4) Nie zdziwcie się jeśli przy wejściu do autobusu kierowca powie wam "Bonjour" a przy wyjściu przednimi drzwiami - "Merci". Wypada odpowiedzieć!

(5) Kwestia dość problematyczna, i chyba najbardziej interesująca. Montreal jest oficjalnie miastem dwujęzycznym, ale jako, że należy do francuskojęzycznej prowincji Quebec - francuski wiedzie tu prym. Jest tu nawet przepis, że wszelkie napisy na bilbordach, tablicach, naklejkach muszą być najpierw po francusku, a angielska wersja (jeśli jest) powinna być mniejszą czcionką i poniżej. Stosunek rozmiarów czcionki jest podobno również określony ;)

Ciekawą opcją też jest to, że to miasto niejako wyznacza granicę między francuską i angielską częścią Kanady, a Montreal jest też podzielony niemal na pół - zachodnia część jest typowo angielska i można tam znaleźć angielskie księgarnie - a wschód jest bardziej francuski. Są tu też i angielskie, i francuskie uniwersytety - McGill jest typowo angielskie, a słynne tu UQAM czy politechnika leżąca po drugiej stronie góry od Mcgill są francuskie.

(6) Nazwy ulic i przystanków też sprawiają pewne problemy ze względu na tę dwujęzyczność: niektóre nazwy są angielskie, niektóre francuskie, i tu nie ma podziału geograficznego - regularnie się one przeplatają w tym mieście. Obok ulicy Saint Laurent jest ulica Mont Royal, ale też obok jest Park Avenue i Prince Arthur. Co do części z nich - jak np. Rue Rachel/ Rachel Street - nie wiadomo czy to nazwa francuska czy angielska więc w niektórych przypadkach ilu mieszkańców, tyle wariantów wymowy. W metrze też nie umieli sobie z tym poradzić i pani, która czyta nazwy stacji robi to na jedną wymowę i jedną intonację - francuską. Dzięki temu stacja "McGill" czytana jest jak "Megi" akcentowane na "i" - zaś "Guy-Concordia" staje się dziwacznym Gi-Kąkohdia" :D


(7) Mieszkańcy Montrealu kochają rowery. Pewnie Montreal nie przychodzi wam do głowy jako pierwszy gdy słyszycie "rowerowe miasto" - też byłam zaskoczona. Poza miłością do rowerów, od paru lat szczególnie pięknych kolażówek, (aż sama się pokusiłam), tu kocha się.. BEZPIECZEŃSTWO. Niemal każdy jeździ w kasku, z odblaskami i w odpowiednich ciuchach...


(8) ...ale też kradną tu rowery na potęgę. NA POTĘGĘ. Aż do takiego stopnia, że dużo osób ma dwa rowery - jeden lepszy, na wyjazdy albo w teren i drugi do jazdy po mieście "do kradzenia". Do tego większość osób ma zazwyczaj 2 rodzaje blokad - np łańcuch metalowy i linkę (spiralę) a w sklepie często też można kupić dwie różne blokady w komplecie. A cena takich blokad (ani ich waga) mała nie jest: wiele z nich to wydatek > 70 $, czyli min. 200 zł.

Kradną też koła, pedały, światła, wszystko co można odczepić.

(9) To akurat typowe dla Montrealu, może Quebecu, ale nie dla całej Kanady: niemal każdy uprawia tu sport. Bardzo dużo osób biega, jeździ rowerami, gra w tenisa, siatkówkę, uprawia jogę czy downhill (w którym też reprezentacja Kanady jest b. dobra), ale też gra w baseball czy football amerykański. Studio jogi można znaleźć niemal na każdym rogu, tak samo kluby sportów walki.

Ze sportami zimowymi nie jest ani trochę gorzej - prym wiodą łyżwy, w tym łyżwiarstwo figurowe, hokej, narty, narty biegowe, wspinaczka. Niemal każdy ma sprzęt kampingowy i niemal każdy co roku w niejeden weekend wyjeżdża w mniej lub bardziej dzikie rejony - bliżej lub dalej od domu. Choć często wystarczy ze 30-40 km z Montrealu i już, jest się w Bromont albo w Mont Tremblant, gdzie na długie weekendy nie ma co nawet szukać chatek w lesie do wynajęcia, bo wszystko jest zaklepane z szalonym wyprzedzeniem. Poza tym, naprawdę nie widuje się tu otyłych ludzi. Niemal wcale! Montreal jest mało "amerykański". Fast foodów się tu nie uświadczy :)


(10) Iiiiiiiii wszyscy kochają tu grilla. U nas w mieszkaniu BBQ jest minimum raz na tydzień, na naszym balkonie o mikroskopijnych wymiarach!

Chcecie więcej? Mam więcej!

środa, 13 lipca 2016

W Prażce / Na Prażce

Czasem i stare, brzydkie blokowiska mają swój urok. 
Czasem i tam super się spaceruje.
Czasem i na Prażce w Prażce można się od nowa zakochać w wiośnie.












Bo gdy jest wiosna, i gdy ma się wkoło takich ludzi.. :)








jestem namiotem, zawsze i wszędzie!

piątek, 8 lipca 2016

Gdzie oni są?.

Gdzie oni są


Ci wszyscy


moi


przyjaciele


ele ele ele


ele ele


Zabrakło 



ich


choć zawsze


było ich


niewielu


 elu elu elu elu elu


TĘSKNIĘ.?
Ale nie mam zdjęć wszystkich, których tu powinnam mieć. I nie wiem jak to się dzieje - tyle lat razem.
Mniej razem i bardziej razem. 

sobota, 2 lipca 2016

Strach przed podróżą jest super!

Niewiele rzeczy cieszy mnie tak, jak kupowanie biletów lotniczych. Dziś wreszcie się zmobilizowałam i rezerwacje 2 połączeń pojawiły się wreszcie w mojej skrzynce - i to akurat w narodowe święto Kanady :)

2 sierpnia. Montreal - Calgary.
tu: niezdefiniowane jeszcze Pomiędzy.
29 sierpnia. Vancouver - Montreal (+3h)

A tuż po, bilety które czekają na swoją kolej od stycznia:
31 sierpnia. Montreal - Londyn.
1 września. Londyn - Warszawa!! (+6h).

Lubię, bardzo lubię czekać na wyjazdy i wyloty. Lubię towarzyszącą temu nadzieję na coś pięknego, ale też ten strach przed nieznanym i to standardowe "czy sobie poradzę?", które po powrocie zazwyczaj zamienia się w "jasne, że tak". Ten strach oznacza, że rzucamy sobie samym kolejne wyzwanie. Ten strach gwarantuje nieporównywalną z niczym satysfakcję "po"
~Paolo Coelho.

Od jakiegoś czasu moje podróże były przyjemne, pełne niespodzianek i chwil uniesienia, ale.. Ograniczenie się do obszaru Europy sprawiło, że podróże mi może nie tyle co spowszedniały (daleko mi do tego), ale już nie napawają mnie obawą. Po ostatnich 2 latach magisterki i 4 przeprowadzkach, Europa - a w zasadzie kultura zachodnia - już mi nie straszna. Ani jeśli chodzi o krótkie odwiedziny, ani zmianę adresu. 

I także z tego powodu kupiłam dziś bilety na pierwszy wyjazd od dłuższego czasu, który napawa mnie strachem i wątpliwościami czy dam radę. Jadę w miejsce, które kusiło mnie od lat, ale zawsze wydawało się marzeniem nie do spełnienia, odrealnionym obrazem. Zachodnia Kanada: Kolumbia brytyjska i Alberta, z naciskiem na parki narodowe.
Choć nadal w obszarze znanej i lubianej kultury zachodniej, ta wyprawa będzie zupełnie inna.

27 dni.
60 L plecak, który notabene uważam za najlepszy zakup mojego życia (poza Kindlem).
Ciężkie buty. Namiot i śpiwór. Odzież termiczna.
Setki godzin planowania.
Góry, góry, góry przez minimum 2,5 tygodnia.
Szmaragdowe jeziora.
Wyprawa z 2 lub 3 nieznanymi mi osobami.
Wydane miliony monet. Tego się nie da zrobić "po taniości".
Niedźwiadki, którym zdarza się poharatać turystów raz na jakiś czas.
Mało uczęszczane szlaki.
Zero komputera, zero internetu.
Nieśmiała nadzieja na zorzę polarną.
A na koniec - przeskoczenie 9 stref czasowych w ciągu 2 dni..

..i totalnie wyzerowane konto po powrocie. Wszystkie moje oszczędności: sprzedany motor, odmawianie sobie przyjemności tu i tam, odłożone resztki stypendiów, idą na spełnienie tego jednego marzenia. Boję się trochę tego braku stabilności i zabezpieczenia po powrocie, szczególnie z uwagi na poszukiwania pracy, które mogą potrwać. Rozważałam chwil parę czy ten wyjazd to dobra decyzja w mojej sytuacji, ale jak to mawia mój tata - "pieniądz rzecz nabyta" ;) 


Także tego, moi misiowie puszyści. Trzymajcie kciuki. I Wam też życzę takiego strachu czasem :)

piątek, 1 lipca 2016

Prague - EM3E version

My studies are slowly ending, and of course it means writing my master thesis and enormous amounts of procrastination. And I'm getting sentimental. :)
So I put some pictures for you, my EM3E people. It was pleasure to share these 2 years with you, especially in Prague. Wish you all the best personally and professionally and I'm sure -see you again! Although it remains a mystery where will our paths cross, it's such a great excuse to travel!

(Special thanks go to Turkish Boy for his famous breakfasts! ;)

WYSZYCHYTY (VSChT)
Is it really master in engineering? Come on, where are the guys? ;)
the infamous 4th edition!

Always happy!

Oh, we love field trips. 

..even if we need to get up for them at 6 a.m. on our day off. 

Carrot cake and Chinese checkers: never ending emotions..

...endless planning how to screw somebody up..

..and never ending escalators in the subway.

Chained benches at the bus stop, so that no one steals them (?)

 Nastupni stanice: Chodov <3 Tornado in the subway!

And best Turkish breakfasts. :)