sobota, 10 października 2015

Norwegia, dzień 4: Månafossen & Mån




Andrzej polecił nam trasę nad wodospad w Månafossen. Fajnie mieć GPS, ale tu akurat nie było opcji się zgubić:


A tak oto, proszę państwa, wyglądają w Norwegii publiczne tolety..



Podejście było krótkie, ale dość strome i częściowo z łańcuchami. Jednak w tę stronę dotarłyśmy bez problemu, dlatego wrzucam zdjęcia znad tego pięknego, ponad 90-metrowego wodospadu:


(Zdjęcie po prawej zrobione moim Ś.P. Olympusem, klimat jak z lat 90, ja w za dużej kurtce pożyczonej od Andrzeja, mokre spodnie, styl, szyk)

Månafossen wygląda super, jest na tyle wysoki, że jego dno wygląda, jakby ktoś nieustannie rozlewał tam ciekły azot. Pewnie byłby jeszcze piękniejszy w słoneczny dzień, z tęczą itd, ale akurat od pogody w Norwegii nie można mieć zbyt wielkich oczekiwań..

Z Manafossen poszłyśmy parę kilometrów dalej, do Mån (oczywiście nie wiedząc w zasadzie dokąd i po co idziemy). Droga była całkiem urocza, choć zaczęło padać - jednak nie na tyle, aby przerwać mój lunch z widokiem:




 Po dotarciu do Man okazało się, że jest to maleńka osada klasycznych domków, z których jeden został zamieniony w schronisko dla turystów - czyste, zadbane, wyremontowane.. I tak najzwyczajniej otwarte, bez żadnego dozoru i opieki. (Nie do pomyślenia w Polsce).


Na tym etapie już lało :)

 Ale nie poddałyśmy się i poszłyśmy kawałek dalej. Po płaskim (wow!), przez łąki, tuż przy strumieniu. W butach chlupało, ale dla tych widoków było warto:






 W drodze powrotnej lało strasznie, aż zaliczyłyśmy parę zjazdów na dupie, szczególnie w części podejścia z łańcuchami. Zajechałyśmy też do Frafjordu, zobaczyć jak wygląda początek fjordu - jednak pogoda nie dopisała i zobaczyłysmy jedynie tyle:


ale, jak już wiadomo, czasem mgła robi robotę ;)



Bonus z naszym kierowcą, Anną Ciężką Nogą.


PS: Naprawdę, teraz spróbuję się zmobilizować i skończyć te wpisy z Norwegii..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz