Dziś robię przerwę od postów z Reunion,
kolejny pojawi się w środę - ostatnio próbuję wrzucać coś regularnie w każdą środę i niedzielę, żeby nadgonić co trzeba.
Pewnie wiecie, że odeszłam z fejsa. Tzn.
póki co tylko dezaktywowałam konto na próbę - wbrew pozorom wcale nie jest tak
łatwo zniknąć całkowicie. O ile się orientuję - trzeba wysłać wiadomość
potwierdzającą chęć skasowania profilu i dopiero wtedy pracownicy Facebooka to
zrobią.
Rozpisałam się.. poniżej plusy, minusy i przede wszystkim, powody odejścia.
Rozpisałam się.. poniżej plusy, minusy i przede wszystkim, powody odejścia.
1. Powody odejścia?
- po pierwsze fejs strasznie pożera czas.
Całe godziny przepadają nie wiadomo gdzie - a u mnie urosło to do wymiaru
bezsensownego scrollowania w dół i w dół i w dół, często klikania
"lubię to" bez większego przekonania i otwierania 80% linków do
artykułów na polskim, brytyjskim i amerykańskim Vice. Jakiś ułamek tego
był niezły i coś wnosił do mojego życia, ale nie oszukujmy się co do
reszty.. Teraz, po miesiącu życia bez linków wyskakujących mi prosto w
twarz - na Vice nie byłam ani razu i stwierdzam: naprawdę można bez tego
żyć :P
- po drugie:
wreszcie, po tyyyylu latach nie potrzebuję już fejsa do
studiów! Przez cały iber, a potem
magisterkę potrzebowałam go, żeby nie wypaść z obiegu, wiedzieć o
egzaminach, plikach itd. Teraz piszę już tylko pracę mgr. i robię do niej
badania, więc każdy jest zdany na siebie i poza pewnymi formalnościami (o
które mogę zapytać przez maila, nic pilnego), naprawdę mogę się bez niego
obejść. No i nie potrzebuję go do pracy jak niektórzy, więc też mnie to
nie blokuje.
- Tyle razy sobie obiecywałam, że ograniczę ilość numerów i zdjęć, które
będę wrzucać na fejsa, ale jako mała "attention whore" w którą się zmieniłam, ciężko to było zrobić
samej z siebie (wiem, wiem). Tzn. może nawet nie tyle co attention whore,
ale moje postrzeganie siebie samej za bardzo zależało/zależy od tego jak
oceniają mnie inni. A po ki chuj się przejmuję, ile osób pamięta o moich
urodzinach albo lubi moje zdjęcie profilowe. Zdjęcie ma się podobać mnie
samej, a teraz co najwyżej mogę je wrzucić na bloga albo wysłać mailem do
przyjaciół (do tych, których podejrzewam, że to będzie obchodzić). Albo
jeszcze bardziej starodawny sposób, wywołać, zapełnić album i pokazać go
ludziom, kiedy się spotkamy :D I chyba mi z tym lepiej!
- Rozmowy z niektórymi ludźmi stały się urywane, bezsensowne i
jałowe. Stwierdziłam, że może życie zagranicą to nie jest
najlepszy moment na to, żeby kasować najwygodniejsze urządzenie do
komunikacji, ale z drugiej strony - ja wręcz chcę pozwolić umrzeć śmiercią
naturalną tym znajomościom, które istnieją tylko dzięki
fejsowi i jego wygodzie. Przemyślałam też to sobie, i w zasadzie z
większością bliskich mi osób i tak miałam kontakt głównie poza fejsem. A i
nawet mój brat zainstalował Whatsappa żeby być w kontakcie, co było
przemiłe :)
- Kiedyś
myślałam, że znajomi na fejsie
mnie inspirują - ale ostatnio fejs stał się takim miejscem do chwalenia się tym co się ma i co się osiągnęło (i co się zjadło
na obiad, i że poszło się na siłkę). Z kolei to - bez prawdziwej części
mówiącej o problemach które przecież ma każdy - -sprawiało, że czułam się
że "jak to jest, że inni mogą tyle, a ja tak do dupy i nic nie
robię ze swoim życiem". A przecież jestem w Kanadzie na stażu na
prestiżowym uniwerku! To strasznie chujowe z mojej strony zazdrościć komuś
na Erasmusie albo porównywać się do kogoś, kto jest na
4-miesięcznym tripie po Wietnamie, Laosie i Kambodży, zamiast
korzystać z tego, co mam tutaj. I zamiast samej ewentualnie planować
takiego tripa (skoro mnie to jara).
- Serio, ja nawet już potrafiłam rozważać parę dobrych minut (i pytać
się innych), czy zmieniać zdjęcie profilowe.. (Jak szczerość, to
szczerość).
- Albo z nudów sprawdzać profile osób, których nie widziałam X lat ( i
mieć złudne wrażenie, że wiem co u nich).
- Koniec końców, spojrzałam na siebie i pomyślałam "kurwa, Panecko, co ty wyczyniasz".
2. Jak było po odejściu?
- Muszę przyznać - pierwszych parę dni było
tragicznie. Wchodziłam na ekran logowania bardzo często, odruchowo
wciskając "f" na klawiaturze, a mój komputer już wiedział, gdzie
zabrać mnie funkcją autouzupełniania...
- Dopiero wtedy łapałam się na tym, co robię.
- Ciężko mi było znaleźć jakiś inny tak skuteczny
zapychacz czasu.
- Brakowało mi czatu z przyjaciółmi i rozmów w
czasie teraźniejszym
- I jak ja strasznie nagle wszystkim chciałam
wysyłać linki i zdjęcia; to jest nie do opisania.
- Na początku musiałam się zmuszać do pisania ogarniętych i treściwych maili i odruchowo chciałam wciskać Enter, przeskakując od krótkiego zdania do krótkiego zdania, najlepiej w nowej linijce ;)
3. Przyznaję, są Minusy tej sytuacji:
- Brak tej wygody. Szczególnie, gdy mam ochotę
szybko napisać wiadomość i szybko otrzymać odpowiedź. Mail jednak czatu
nie zastąpi.
- Mail, Whatsapp itd nie nadają się całkiem do
wysyłania linków i szybkiego dzielenia się pomysłami i znaleziskami
internetu.
- Plus im dłuższego maila napiszesz, tym dłużej
czekasz na odpowiedź zazwyczaj - z mojego własnego doświadczenia po prostu
ciężej się zabrać za pisanie.
- Omija mnie sporo wydarzeń, które albo by mi
gdzieś mignęły przed oczami, albo na które pewnie bym była zaproszona
gdybym nadal przebywała na F.
- Tracę kontakt z blogami albo profilami, które śledziłam, a które nie mają osobnej strony internetowej. A te, które istnieją poza F. - na pewno będę zapominać, żeby na nie wejść bez przypominajek wrzucanych regularnie na fanpage'ach. (Choć z drugiej strony, F daje poczucie, że dostaniesz powiadomienie o wszystkim, a istnieje przecież edge rank itd i wcale nie wszystko, co powinno się pojawić w feedzie się tam pojawia)
4. Najważniejsza część: Plusy
- Część osób, o
których myślałam, że jesteśmy dobrymi ziomkami, nawet mi nie odpisała na
prośbę o maila/ inny kontakt. A bezlitosny F pokazuje, że ktoś wiadomość i
owszem, wyświetlił, ale nawet nie raczył odpisać. Trochę przykro w
przypadku niektórych osób, ale przecież znajomości nie mogą działać
jednostronnie. Więc może to i lepiej, zero złudzeń ;)
- Z kolei część
osób o których myślałam, że kontakt między nami umarł, odpisała mi krótko,
ale treściwie na moją wiadomość pożegnalną! Dowiedziałam się co tam u
zagranicznych znajomych i że kolega z akademika mieszka w NZ.
- Zaskakująco dużo
osób napisało mi, że to świetna decyzja - i życzyło mi powodzenia; parę
osób też wspomniało, że rozważa odejście. Zaskakująco mało osób pisało
rzeczy w stylu "No chyba Cię coś". :D
- Brakuje czatu,
ale za to dostaje najlepsze prezenty: długie, przemyślane maile od
przyjaciół. Są pełne informacji, których bym się nigdy nie dowiedziała na
F, np. głębokich przemyśleń o celu życia, ogółem - jak inni się czują i co
naprawdę myślą, ale też pytań co u mnie. Na maile można odpisać w każdym
momencie, gdy ma się ochotę i czas; a pisze się pełnymi zdaniami i mniej
impulsywnie. I nawet można to odłożyć na parę godzin i przeczytać później
- sprawdzić, czy to wszystko ma ręce i nogi, a może wyciągnęło się zbyt
pochopne wnioski?
Serio: na fejsie nigdy nie pisałam tak przemyślanych wiadomości, choć nadal przede mną długa droga. - Z małych bonusów
- z racji 6 godzinnej różnicy czasu, popołudniowe maile z Europy
przychodzą do mnie w środku nocy; więc rano pierwszą rzeczą, którą robię
(poza kawą) jest sprawdzenie skrzynki. I często czekają tam na mnie
informacje, zdjęcia, pozdrowienia.
- I koniec końców - robię rachunek sumienia: czyje życie mnie interesuje na tyle, żeby wymieniać długie i jednak bardziej pracochłonne maile? To tak zamiast klikania profilu na F i przekonania, że wiemy co u kogoś (z kim i tak się nie widzieliśmy X lat).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz