środa, 29 czerwca 2016

Atopia w podróży: cz 3. Co, gdzie, jak?

Wiem, że między częścią 1 a częścią 3 pojawia się zazwyczaj nr 2, ale wakacje tuż tuż i komuś może pomóc ten wpis. A do moich osobistych przebojów z AZSem wrócę niedługo; to przecież taka fascynująca historia ;)
Nad tym postem myślałam długo. Bardzo chciałam zebrać wszystko to, co kłębiło mi się w głowie, więc co i rusz dokładałam nowe paragrafy i punkty. 

I voila! oto kompendium mojej wiedzy pt "Jak podróżować z AZSem i nie dać się zwariować". Uczcie się na moich błędach; było ich dużo, jest w czym wybierać!

PRZED WYJAZDEM:
*Podczas planowania wyjazdu: panuje opinia, że lato i gorące kraje są super dla atopików, bo słońce, lecznicze UV itd. itd. A TAKIEGO WAŁA. Jeśli jak ja, macie niesamowicie logiczną reakcję skóry na ciepło i własny pot, to będą was swędziały te części ciała, które normalnie nie sprawiają wielkich problemów. 
U mnie np. to zgięcia stawów, plecy wzdłuż całego kręgosłupa, nawet obie strony kolan i żebra. Gdy przyjeżdżałam do Kanady, bardzo bałam się zimy, tutejszego grzania w mieszkaniach, suchego powietrza i pękającej skóry. A tu zonk; przez większość czasu moja skóra zachowywała się dość poprawnie, szczególnie po zmianie diety. 
Słyszałam też, że kąpiele w słonej wodzie poprawiają stan skóry. Ja niczego takiego nie zauważyłam; w Portugalii zawsze po kąpaniu się w oceanie planowałam szybki powrót do domu, żeby wziąć prysznic i utopić się w kremach.
Może u niektórych to się sprawdza, ale nie wierzcie we wszystko co usłyszycie. Egipt latem nie dla każdego będzie zbawienny.

*Odpowiednio wcześnie zróbcie inwentaryzację leków, kremów, maści i kosmetyków. Jeśli coś wam się kończy - umówcie się odpowiednio wcześniej do lekarza i załatwcie recepty. Bardzo wygodną opcją jest też wzięcie zaświadczenia od dermatologa/alergologa z listą leków, które się bierze - i jeśli dzień czy dwa przed wyjazdem zorientujecie się, że brakuje wam czegoś ważnego, możecie z tym świstkiem pójść do lekarza rodzinnego i dostaniecie to, co trzeba. Bez świstka zazwyczaj też udawało mi się załatwić sprawę z lekarzem rodzinnym, ale przy dużo większym natężeniu marudzenia. [been there, done that, załatwianie leków dzień przed wyjazdem jest super].

*Dobrze też zrobić listę rzeczy do zabrania. Szczególnie leków i maści, żeby nie zapomnieć o niczym. Ułatwia to też pakowanie i pozwala uniknąć szaleńczego przetrząsania łazienki, pokoju, wszystkich pudełek i półek z lekami w obawie "czy czegoś nie zapomniałam".

*Jeśli wasza wierna towarzyszka atopia jest z wami na każdym kroku (średnia/ciężka atopia), polecam przejść się do urzędu i poprosić o europejską kartę zdrowia (obowiązuje na terenie Unii Europejskiej; ciekawe jaki będzie status Wielkiej Brytanii?) a najlepiej zaopatrzyć się w ubezpieczenie turystyczne. Ofert jest multum, wiele z nich nie jest drogich, szczególnie dla studentów, a gdy przyjdzie wam pójść do lekarza czy szpitala zagranicą, może to naprawdę trzepnąć po kieszeni. Przykłady? 
We Francji lekarz ogólny to około 23-25 euro, za specjalistę oczywiście płaci się więcej, wizyta w szpitalu to też ok. 25 euro. 
W Czechach niestety nie miałam przyjemności, ale w Portugalii, gdy potrzebowałam wizyty "na już" i szłam do prywatnej kliniki, był to koszt 50-70 euro. Plus leki i kremy, które też są duuuużo droższe niż w Polsce. 
Najlepsza zabawa czeka was w Kanadzie (Quebec). Mają tu taki deficyt lekarzy rodzinnych, że w prywatnych klinikach zarabiają oni więcej niż specjaliści, a Montreal lokuje się na jednej z najniższych pozycji w rankingu dot. oczekiwania na lekarza na pogotowiu albo ostrym dyżurze. Z kolei dermatolog prywatnie to około 80 CAD (~160 zł) a lekarz rodzinny - 120 CAD (~360 zł) za otworzenie KARTY w prywatnej przychodni plus 120 CAD (kolejne 360 zł) za wizytę trwającą poniżej 20 minut i 60 CAD (~180 zł) za każde dodatkowe 10 minut. Czyli wizyta poniżej 20 minut to ok. 700 zł. Opieka zdrowotna w Quebecu zasługuje na osobny post. ..nie chorujcie w Montrealu! A jak już musicie, to idźcie prosto do dermatologa. Taniej wam wyjdzie.

*Podczas rezerwowania noclegu: jeśli wiecie, że wasz stan zdrowia może się pogorszyć (a powiedzmy sobie szczerze: może, i to bardzo szybko i bez ostrzeżenia, bo AZS nie dba o to, że wy macie wakacje), dobrze jest zarezerwować miejsce, gdzie będziecie mieli trochę prywatności i gdzie będziecie dobrze się czuli. Podczas awarii będziecie i tak rozdrażnieni i przybici, więc dobrze mieć miejsce, gdzie można spędzić spokojnie te parę godzin/dzień czy dwa/ z maścią na twarzy i marudzeniem. Plus gdy rezerwuję hostele/noclegi na AirBnb, dużą uwagę przywiązuję do kategorii "Czystość", właśnie ze względu na atopię. 

*Przygotujcie się psychicznie na to, że wasz stan zdrowia może się pogorszyć i parę dni może być słabszych niż reszta. Ryzyko zawodowe ;) Dlatego też warto nie układać bardzo napiętego grafiku podróży i zwiedzania. Dobrze mieć zapas 1-2 dni na nieprzewidziane sytuacje [dlatego też podwójnie nie lubię wyjazdów zorganizowanych przez biura podróży, zbyt sztywny grafik]. Gdy walczy się z tym draństwem, trzeba umieć na bieżąco aktualizować swój plan.

CO ZABRAĆ:
*Krem, krem, krem. Gdy podróżuję tylko z bagażem podręcznym (który ma ograniczenie objętości płynów do 100 mL - ale za wyjątkiem produktów medycznych, więc można dyskutować na bramkach!), wrzucam do plecaka parę tubek Medidermu 100 mL, a potem się ich pozbywam w międzyczasie.
Jeśli macie opcję spakować coś większego, polecam 1 krem i 1 mleczko do ciała. Szczególnie gdy jedziecie "do ciepłych krajów" [choć to tak jakby mówić, że Polska nie jest ciepła latem :D ] - ciężkie, gęste kremy jak Eucerin albo nieco lżejszy Mediderm nakładam tylko nocą po prysznicu, gdy robi się chłodniej. W ciągu dnia można po takiej kuracji zwariować, szczególnie gdy od razu po nałożeniu kremu wychodzi się z mieszkania.
Niektórzy lubią brać ze sobą próbki - ale ja nigdy nie mam próbek sprawdzonych kremów, a nowości próbować w czasie wyjazdu nie chcę. 

*Protopic / Elidel, ale trzeba pamiętać o tym, żeby nie wystawiać posmarowanej nim skóry na słońce! Ani nie pić po nim alkoholu (chyba, że lubicie mieć czerwoną skórę). Nie polecam go nakładać na wrażliwe miejsca tuż przed snem, bo w nocy ciężko się kontrolować i łatwo rozdrapać skórę do gorszego stanu, niż ten przed nałożeniem maści. Szczególnie pierwszego dnia. [been there, done that].

*Sterydy. Na wszelki wypadek. Ja wiem, że sterydy to zło, ale czasem dobrze z nich skorzystać i poradzić sobie szybko z sytuacją, gdy tylko zaczyna się robić źle. Plus nie róbcie tego, co ja, czyli "to tylko parę dni, na co mi sterydy", bo to właśnie wtedy będziecie ich potrzebować. Prawo Murphy'ego. To jest kilkadziesiąt g i maleńka objętość. 
Dodatkowo zawsze mam ze sobą sterydy w płynie (na głowę, pod włosy), bo z  moim organizmem nigdy nie wiadomo, jakie niespodzianki czekają na mnie kolejnego dnia ;) Sterydów w tabletkach nie mam ze sobą nigdy, bo stosuję je tylko w najgorszych sytuacjach i tylko pod opieką lekarza.

*Sprawdzony krem z filtrem - ja używam tych z filtrem min. 50. Opalę się i tak, tyle że wolniej i bez dodatkowych komplikacji w międzyczasie. Plus można dorzucić ew. małą tubkę na oparzenia słoneczne (choć jak dotąd nigdy nie byłam w potrzebie).

*Szampon, żel pod prysznic, mydło - polecam kupić (np. w Rossmanie) podróżne butelki 100mL. Nawet gdy nie lecicie samolotem, albo gdy macie duży bagaż rejestrowany. Duża oszczędność miejsca, i można wtedy wziąć więcej rodzajów kosmetyków.

*Leki przeciwhistaminowe! Ja używam ich codziennie (niestety), więc bez tego ani rusz. W Europie leki przeciwhistaminowe 2 generacji, czyli nieprzekraczające bariery krew-mózg jak np. Telfast albo Telfexo, są na receptę. Przynajmniej w tych krajach, w których mieszkałam. W Kanadzie zaś można je dostać bez recepty (Alegra), ale trzeba się liczyć z dużo wyższym kosztem (ok. 60 zł za paczkę na 18 dni).
Za to i w Europie piguły pierwszej generacji (Clemastin, Loratadyna) dostępne są bez recepty, co może was trochę poratować w przypadku kłopotów.
Polecam wziąć zapas tabsów - szczególnie gdy czasem trzeba nieco zwiększyć dawkę, żeby przetrwać podczas nasilenia objawów, lub gdy wyjazd przedłuży się parę dni. Nie ma co się stresować dodatkowo kończącymi się przed czasem lekami [been there, done that].

*W przypadku zapalenia spojówek albo innych przyjemności związanych z oczami, prawie zawsze mam ze sobą 1-2 ampułki roztworu soli fizjologicznej i małe sterylne gazy. Jeśli pójdą w ruch, zawsze można dokupić więcej w aptece; nawet w zachodniej Europie kosztują grosze. 
Można też wziąć krople do oczu (jeśli ma się jakieś sprawdzone), ew. sterydy jak np. Cortineff. Ja go nie cierpię i wolę się już przemęczyć z Protopikiem - ale jak kto woli. Wszystkie produkty do oczu są na szczęście maleńkie, więc to nie problem gdzieś je zmieścić w bagażu.

*Okulary przeciwsłoneczne. Z przyczyn oczywistych, ale przydają się też gdy spuchną oczy i trzeba się schować. Albo gdy ma się na powiekach resztki Protopiku.

*I coś o czym łatwo zapomnieć, ale moim zdaniem to podstawa: lekkie, przewiewne ubrania na wypadek pogorszenia się stanu skóry a i na co dzień, na silne słońce. Nawet nie chodzi tu o to, jak się wygląda z czerwonymi plamami, ale słońce nie pomaga w takich sytuacjach. [been there, done that] Długie spodnie z lekkiego materiału albo długi rękaw, mimo że mogą nie wydawać się pierwszym wyborem podczas pakowania na wyjazd np. do Portugalii, mogą się przydać. I już.

*Ręczniki z mikrofibry. Niektórzy za nimi nie przepadają, ale ja uważam że mają same zalety: mają mała objętość, szybko schną, łatwo je można wyprać i mają tak nieprzyjemną teksturę, że za grosz nie da się nimi potrzeć skóry i jej rozdrapać :D 

*Ja biorę też zawsze 1 albo 2 małe butelki (100 mL) ze sprawdzonym płynem do prania hipoalergicznym. Szczególnie, gdy jadę gdzieś na 2-3 tygodnie tylko z bagażem podręcznym ;) 

*Cążki/pilniczek/cokolwiek do pozbycia się paznokci. To może oczywiste, ale bardzo ważne. Inaczej wasze drapanie wskoczy na kolejny poziom. [been there, done that].

Moim zdaniem najważniejsze jest to, żeby WZIĄĆ SPRAWDZONE KOSMETYKI. W nowym miejscu będzie i tak dużo nowych czynników, które mogą wam komplikować życie. Dlatego nie utrudniajcie go już dodatkowo przez testowanie nowej maści czy szamponu; to nie jest czas na eksperymenty.

PODRÓŻ:
*Samolot: gdy macie bagaż rejestrowany, do bagażu podręcznego weźcie ze sobą wodę, krem nawilżający (mała tubka) i sterydy na wszelki wypadek. Powietrze w samolocie bardzo wysusza skórę, więc trzeba temu przeciwdziałać. Jeśli komuś (tak jak i mnie) siadają oczy - warto mieć pod ręką sól fizjologiczną albo krople. Dobrze jest też zabrać ze sobą jedzenie bez alergenów, bo i na lotnisku, i w samolocie można dostać jedynie syf. W dodatku mega drogi.

*Podróż autobusem trwająca milion godzin: wygodne ubrania. Najlepiej dresy i luźne koszulki; ma wam być wygodnie, to nie pokaz mody. Po wyjściu zawsze można się przebrać. 
Najlepiej sprawdza się bawełna, ale inne tkaniny które wasza skóra toleruje też dadzą radę. O kremie chyba nie muszę wspominać?

*Samochód, pociąg, stop - wygodna opcja, bo zawsze macie pod ręką ubrania na zmianę i wszystkie kremy i maści.

PODCZAS WYJAZDU:
*Krótszy niż zwykle sen nie jest problemem przez jedną czy dwie noce, ale nie oszukujmy się. Porządne 7-8 godzin snu może i brzmi nudno, ale jest ważne dla atopików. Nie polecam filozofii "wyśpimy się po śmierci" i zarywania nocek przez cały wyjazd. Wiem, że warto wykorzystać jak najlepiej czas wakacji i wyjazdów, ale hejże, z umiarem.

*Nawadniać się i wodę pić! Najlepiej nie wlewać w siebie za dużo alkoholu, ale jeśli już musicie, to wtedy pijcie jeszcze więcej wody, żeby wyrównać jej braki spowodowane %.

*Moim zdaniem podstawowa zasada  pobytu w nowym miejscu: NIE ZACHOWUJCIE SIĘ TAK, JAKBYŚCIE NAGLE MOGLI WSZYSTKO. Bo nie możecie. Jasne, że wyjazd to okazja do odpoczynku i pretekst do zmiany stylu życia, ale wasza skóra tego nie rozumie i dalej robi swoje. Nie idźcie z nią na wojnę.

Jeśli na co dzień nie jecie glutenu, nie zaczynajcie nagle zjadać kilogramów makaronu i chleba. Jeśli nie pijecie alkoholu czy kawy, nie zaczynajcie pić lampki wina czy espresso do każdego posiłku. Jeśli podrażnia was słona woda, nie wchodźcie do morza czy oceanu od razu pierwszego dnia na kilka godzin. 
Fajnie jest próbować nowych rzeczy, ale polecam wstrzymać się od eksperymentów przynajmniej przez pierwsze 2-3 dni w nowym miejscu i dać sobie szansę obserwacji: jak wasz organizm reaguje na hostel, klimat, pyłki, wodę w morzu? 
Wszystkie nowości wprowadzajcie z umiarem, o ile w ogóle się na nie decydujecie.

Uwierzcie, wiem jak ciężko jest pojechać do Francji na 5 miesięcy i nie pić do każdego obiadu pysznego wina za 2 euro, jak boli pobyt w Porto, gdy nie możecie spróbować porto i jak dręczą 4 miesiące w Lizbonie, gdy nie możecie pić waszego ukochanego wina na lato, Vinho Verde.
Wiem jak jest, gdy nie możecie jeść Pastel de nata, gdy podczas każdej wizyty w restauracji ze znajomymi możecie wybrać dwie pozycje z czterdziestu dostępnych i gdy każdorazowa dyspensa na świeży chleb i francuskie sery wywołuje w was głębokie poczucie winy.
Uwielbiam jedzenie i imprezy, więc takie zakazy wywołują we mnie głęboki bunt, muszę przyznać. Ale nawet i okrojona z takich doświadczeń podróż może być fajna. Kiedyś próbowałam naginać te granice, ale obecnie wolę zrezygnować z wina, jeśli ma mi to dać trochę spokoju (psychicznego i fizycznego) i jeśli jest szansa, że takie działanie pozwoli mi przeżyć wyjazd bez większych niespodzianek.
We wrześniu jadę do Włoch na tydzień. Kocham, naprawdę *kocham* makarony i pizzę, ale muszę unikać glutenu i produktów mlecznych, a pomidory i papryka są na mojej liście produktów całkowicie zakazanych. Więc ciekawa jestem jak sama się będę wtedy stosować do swoich wspaniałych rad ;) Dam znać!

AWARIA! czyli co zrobić, gdy już się coś przydarzy?
Każdy AZS jest inny, więc jedyną osobą, która w miarę go umie obsługiwać jesteście wy sami. Ale mój schemat postępowania jest zawsze taki sam:
*Na częściach ciała, które zazwyczaj nie są zbyt problematyczne, nakładam wieczorem po powrocie do mieszkania/ namiotu/ hosta Protopic. Zwiększam dawkę leków antyhistaminowych (ocz. w granicach ustalonych z lekarzem). Jeśli to moje oczy albo szyja, próbuję wrócić raz czy dwa trochę wcześniej i nałożyć Protopic parę godzin przed snem.
*Czasem jako kolejny krok, a czasem zamiast Protopicu stosuję sterydy, szczególnie w lecie lub gdy muszę się posmarować tuż przed snem (uwaga: sterydami powinno się smarować przez kilka dni pod rząd, nawet gdy widzimy natychmiastową poprawę).
*I bardziej niż zwykle pilnuję się z dietą! Może tak jak ja usłyszeliście od lekarzy, że dieta nie ma wpływu na AZS. Otóż wg mojego doświadczenia - ma, i to duże. Napiszę może o tym kiedyś.
*Co robić gdy nie radzicie sobie na własną rękę, wypracowanymi metodami? Gdy wybieracie się do miejsc "blisko cywilizacji" najłatwiej wybrać się do prywatnej kliniki. Zazwyczaj można się zapisać na ten sam dzień, lub kolejny, ale cena może powalić z nóg, a lekarz i tak może się okazać nieodpowiedni i niedokształcony. Dobra rada: już przy rejestracji poproście wyraźnie o kogoś, kto mówi po angielsku, zaprawdę powiadam wam, także wśród lekarzy różnie z tym bywa. 
Po wyjściu z kliniki zapłaczecie po raz kolejny płacąc za leki i kremy w aptece ;)
*Gdy nie ufacie lekarzom (jak ja) albo wybieracie się w mniej rozwinięte lub dzikie rejony, dobrze dogadać się przed wyjazdem z lekarzem prowadzącym i dobrać plan leczenia sterydami doustnymi, na wszelki wypadek. Wiem, że to ostateczność, ale czasem po prostu trzeba i już. Dodatkowo sterydy działają szybko, więc prędzej staniecie na nogi. 
Ja na sterydach w czasie wakacji wylądowałam 2 razy, a raz leciałam na wakacje podczas stosowania doustnych leków immunosupresyjnych, co też skończyło się wesoło: szpitalem  choć nie bezpośrednio z powodu AZSu. Tak jak mówiłam: ryzyko zawodowe. 
*W niedzielę może być konieczny szpital - wtedy trzeba się pogodzić z czasem oczekiwania, a i często barierą językową (nie żebym wytykała palcem, ale we Francji...)

PO WYJEŹDZIE:
*Jeżeli nie macie pamięci absolutnej - wygraliście życie :) Wasz mózg jest skonstruowany tak, że z perspektywy czasu będziecie idealizować te wakacje, wspominając tylko dobre momenty a spychając te złe chwile w niebyt. Więc nawet jeśli parę dni będzie gorszych w czasie wyjazdu, nie ma co się specjalnie tym stresować. 
I to by było chyba na tyle. Może ktoś skorzysta z moich doświadczeń, głupoty i błędów. :)

1 komentarz: