niedziela, 7 lutego 2016

Kanada. Montreal. Początki. Zaskoczenia.

Słowem wstępu (jeśli ktoś nie wie): w zeszłym tygodniu przeprowadziłam się do Montrealu. Po skończonym semestrze w Lizbonie przyleciałam do Polski na święta, potem spędziłam 3 tygodnie wakacji na wyspie Reunion, pod koniec stycznia wróciłam do domu przepakować walizki.. i po długiej podróży dotarłam do Kanady. 




Lot nad Grenlandią i wschodem Kanady w ciągu dnia :)


Pierwszy raz w Ameryce Płn, więc i przemyśleń, i zaskoczeń jest sporo:
  • Takiej ilości barów, restauracji i kawiarni jak w Montrealu nie widziałam nigdzie! Podobno Montreal ma najwięcej restauracji na mieszkańca w Kanadzie i zajmuje drugie miejsce w całej Ameryce Północnej (tuż po Nowym Jorku). I naprawdę, da się to odczuć - dosłownie co parę metrów można znaleźć jakiś lokal, do wyboru do koloru. Wszelakie kuchnie azjatyckie, burrito, tacos, kuchnia włoska, portugalska, marokańska, francuskie naleśniki, w tłusty czwartek znalazłam nawet polskie pączki (nazywane na potrzeby sytuacji "Ponki", AŁA). Jedzenie też nie jest specjalnie drogie. Wszystko to, w połączeniu z zimowymi temperaturami, zachęca do wejścia, a portfel płacze! A co do temperatur.. 
  • ..póki co nie jest tak zimno jak miało być! Temperatura waha się między -5 a 2 stopniami C. Za to od jutra ma być -16 z maksymalnymi dziennymi temperaturami rzędu -10, a od czwartku poniżej -22 więc będę miała o czym opowiadać wnukom (Waszym, nie moim).
  • Wszyscy są uśmiechnięci, mili i pomocni! Najlepszy przykład? W urzędzie imigracyjnym na lotnisku w Montrealu udało nam się otrzymać pozwolenie o pracę! Nie było to takie oczywiste - niestety pracownicy administracji uniwersytetu złożyli nieodpowiedni wniosek, więc gdyby Miły Pan chciał, mógłby opóźnić lub zablokować cały mój staż. Zamiast tego powiedział, że nie chce nas karać za to, że przedstawiciele uniwersytetu źle wypełnili swoje obowiązki, a poza tym procedury zmieniły się względnie niedawno i tego typu błędy zdarzają się wciąż często. 
    A uwierzcie mi, po słowach "nie wiem co z Panią zrobić, ma Pani zezwolenie na pracę załatwione przez uniwersytet, ale.. zły typ" stanęły mi przed oczami polskie urzędniczki, warczące na mnie "nie ma pani wniosku, to ja nic pani nie zrobię, proszę pójść do innego okienka/wrócić kiedy pani załatwi odpowiedni dokument /wrwrwrwrrr.serio.myślisz.że.ci.pomogę". A jednak: udało się! Pozwolenie o pracę formatu A4 rozpycha mój paszport :)
  • Można tu znaleźć sklepy wyspecjalizowane we wszystkim. Jest sklep z żelkami, są sklepy z używanymi książkami gdzie ledwo da się przejść, sklepy z odzieżą która wygląda jak prosto z PRLu - klipsy, ortalionowe kurtki i włochate swetry w specyficzne wzory.. wiecie sami ;)
  • Wszystko jest takie prostokątne. Kwadratowe. Proste ulice, przecinające się prostopadle. Trochę tęsknię za nieregularnościami Europy.
  • Moda na bio-produkty - niektórych warzyw czy owoców właściwie się nie dostanie nawet w supermarkecie w "normalnym" rozmiarze, tylko cukinie i marchewki liliputy. A do tego ogromny wybór tofu, chia itd itd.
  • Z kolei niektóre produkty są dostępne niemal wyłącznie w wielkich opakowaniach, np. łatwiej znaleźć pół kilograma jogurtu niż "jednorazówki".
  • SYROP KLONOWY! Naleśniki z syropem klonowym. Poutine (typowe danie: sterta frytek przykryta mięsem i polana milionem sosów) z syropem klonowym. Wszystko może być z syropem klonowym (pychaaaaa). I masło orzechowe.
  • A jeszcze co do restauracji - bardzo wiele z nich ma politykę "Apportez votre vin" czyli poprzez informacje na szybie, szyldzie i drzwiach wręcz zachęca do tego, żeby przyjść do lokalu z własnym winem. Czy innymi trunkami. Czad.
  • Coś co irytuje mnie niezmiernie - wszystkie ceny podane są bez VATu. Więc człowiek nie wie ile dokładnie zapłaci przy kasie. Hu. A poza tym wiele już razy nacięłam się na to, że przeliczam sobie ile zapłacę, ew. myślę, że "w sumie to nie tak drogo" a potem portfel płacze ;)
  • Waluta. O ile nowe banknoty podobają mi się bardzo, to monety nie mają żadnych cyfr po żadnej ze stron - jedynie słowny opis. Więc na początku dość ciężko się do nich przyzwyczaić.
  • W labie też zaskoczenie, bo w wielu kwestiach niewiele się różni od Europy. Ktoś zapomniał ustawić grafik sprzątania, ktoś komuś coś włożył do szuflady, nie wiadomo czy w laboratorium na noc wyłączać światło czy nie.. [Za to kwestii bezpieczeństwa przestrzega się tu jak nigdzie!]
  • Nie mogę się tez przyzwyczaić do zmiany strefy czasowej. Budzę się o 7 czy 8 rano i nadal przeliczam, która jest u Was godzina - i nadal się dziwię, że u Was dzień pracy zbliża się powoli ku końcowi ;)
  • A tak na koniec - jeśli powiecie komuś, kto tu się wychował, że Quebec to Kanada, to trochę tak, jakby ktoś was spytał czy w Polsce mówi się po rosyjsku. Albo czy Polska jest częścią Ukrainy. Czy coś. W każdym razie - nie mówcie tego ;)

1 komentarz: