czwartek, 30 października 2014

O przyjeździe do Francji (Only Lyon)

No cze!
Jak pewnie wiecie, pożegnałam się z Polską na 2 lata w momencie, gdy zostałam przyjęta na studia magisterskie z inżynierii membran w ramach programu Erasmus Mundus.
4 semestry, minimum 3 różne uczelnie w 3 krajach. Dodatkowo dostaję stypendium, więc *jakoś tam* idzie się utrzymać.

Sierpień był pełen stresu. Pakowanie, załatwianie ostatnich formalności, kupowanie brakujących ubrań, kosmetyków no i standardowo leków na AZS. Potem bus, 27 godzin cierpienia.. I witamy we Francji. Spędzam tu 5 miesięcy mojego życia - to chyba optymalny czas, aby trochę poznać kraj i pojeździć, szczególnie gdy niespecjalnie lubi się język i raczej nie zamierza się tu spędzić całego życia :)




Busem dojechałam do Lyonu - tak po prostu wyszło mi dużo taniej ze względu na promocję w Eurolines. Jako, że studiuję w Montpellier, czekały mnie dodatkowe 4 godziny busem, aby dostać się do mojego akademika. Zostawiłam to jednak na kolejny dzień - polscy i francuscy pasażerowie wystarczająco mnie wykończyli psychicznie w czasie tylu godzin podróży. Najciekawsza zdecydowanie była pani, która przez bite 2 godziny rozmawiała ze swoją przyjaciółką przez telefon o bioenergoterapii (czy czymś podobnym, nie wiem gdzie zalicza się leczenie "plasterkami"?), nic sobie nie robiąc z podstawowych zasad kultury osobistej i siedzących dookoła pasażerów. Kolejnym hitem były 2 Francuzki siedzące przede mną, które nagle postanowiły rozłożyć maksymalnie swoje siedzenia, nie przejmując tym, że za nimi też siedzą ludzie i że o mało nie zmiażdżyły mojego tabletu. Cóż.

Jednak dzięki tej trasie, zyskałam jedno popołudnie w Lyonie. Koniec sierpnia, upały jak nieszczęście, ja zaś w moich długich czarnych spodniach, bluzie, kurtce.. wszak z Polski przyjechałam. :) Udało mi się dotachać z olbrzymim plecakiem i walizą (nie bez problemów) do mieszkania mojego hosta, gdzie zostawiłam toboły i poszłam zwiedzać.



Zdjęcia robione telefonem, przepraszam ;)

Lyon jest naprawdę pięknym miastem, szczególnie w ciepłe, słoneczne wieczory u schyłku lata. Spacerowałam po mieście, przy kawie poznałam pewnego biznesmana ze Szwajcarii, który udzielił mi lekcji o społeczeństwie ("Are the fingers of your hand equal? No, and so it society." + "Never swear, no matter who are you talking to") i przemiłego studenta z Chile, który studiował w Stanach, ale stwierdził, że to nie dla niego i przeniósł się do Europy. Pomógł mi też bardzo z ogarniecięm się w komunikacji miejskiej w chwilach kryzysu ;)

Niedługo spróbuję zaopatrzyć się w analoga, plus już postanowione: wracam do Lyonu na zimowy weekend - w grudniu odbywa się tam Festiwal Świateł, który ponoć jest jednym z największych takich wydarzeń na świecie, tuż po karnawale w Rio i Oktoberfeście. Przyciąga do miasta miliony turystów. I mimo mej całej niechęci do tłumu, po przejrzeniu na szybko zdjęć na Google Images też postanowiłam się tam wybrać. :)


A bloga postanowiłam zacząć pisać głównie dla siebie, żeby nie zapomnieć o przygodach, które tu mam, aby nie wstawiać tysięcy zdjęć na facebook'u jak Typowy Erasmus oraz dla wszystkich tych z którymi nie jestem w regularnym kontakcie, a są ciekawi co u mnie. :)

Elo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz