czwartek, 30 października 2014

Montpellier - pierwsze wrażenia

Po przyjeździe do Montpellier nastąpiła pierwsza faza pobytu, czyli absurdalny i niekontrolowany zachwyt. W końcu ciepło, ładnie, palmy. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że zachwyca mnie też jednolity kolor budynków (kremowe), brak polskich skrajności, czyli szarości/pastelozy oraz brak reklam. 
Macie czasem momenty zupełnej perfekcji? Gdy wszystko wydaje się piękne, życie i świat - idealne? Przeżyłam taką chwilę jadąc wieczorem tramwajem. Był ciepły sierpniowy wieczór, za oknem migały mi palmy i latarnie uliczne, a dwóch ulicznych grajków z akordeonami grało ścieżkę dźwiękową z Amelie.




Jednak nawet mój początkowy zachwyt nie potrafił wygrać z biurokracją. Ilość papierów, które wypełnia się w każdym miejscu, do którego się człowiek wybierze, jest nieskończona. Nie muszę chyba dodawać, że nawet w administracji akademika nikt nie mówi po angielsku. Nie muszę też chyba dodawać, że nikt nawet nie próbuje ;) Formalności z przyjazdem do akademika załatwiłam jedynie dzięki mojemu mentorowi (który notabene jest z Tunezji, ale przyjechał tu na magisterkę).

Aby otrzymywać stypendium, musiałam założyć konto we francuskim banku. W całym oddziale banku jednak nie ma ani jednej osoby, która mówiłaby po angielsku, dlatego całą sprawę załatwialiśmy trochę z pomocą opiekuna roku, trochę na migi. Po 40 minutach i złożeniu około 20 podpisów, następnie 3 tygodniach oczekiwania, dostaliśmy pocztą 3 listy - jeden z loginem, jeden z hasłem do konta internetowego, jeden z kodem PIN. Po kartę jednak należało się wybrać do centrum do banku - gdzie dogadałyśmy się po raz kolejny na migi.

Montpellier to miasto pełne studentów, imprez i zniżek dla Erasmusów. Oczywiście większość osób przyjeżdżających tu na wymianę mówi już po francusku lub bardzo chce się go nauczyć. Kiedy mówię komuś, że absolutnie nie możemy porozmawiać po francusku, są bardzo zaskoczeni: jak ja mogę tu studiować w takim razie?! (oferta zajęć i kierunków po angielsku jest tu niesamowicie ograniczona). 


Do tego potwierdzam: francuskie wino jest naprawdę dobre i tanie, owoce morza na wyciągnięcie ręki, (niektóre) francuskie sery są pyszne a ich wybór jest olbrzymi. Za to śmierdzą jak nieszczęście. Kiedy ma się lodówkę w pokoju, 40 centymetrów od łóżka, niekoniecznie się to sprawdza. ;)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz