sobota, 2 lipca 2016

Strach przed podróżą jest super!

Niewiele rzeczy cieszy mnie tak, jak kupowanie biletów lotniczych. Dziś wreszcie się zmobilizowałam i rezerwacje 2 połączeń pojawiły się wreszcie w mojej skrzynce - i to akurat w narodowe święto Kanady :)

2 sierpnia. Montreal - Calgary.
tu: niezdefiniowane jeszcze Pomiędzy.
29 sierpnia. Vancouver - Montreal (+3h)

A tuż po, bilety które czekają na swoją kolej od stycznia:
31 sierpnia. Montreal - Londyn.
1 września. Londyn - Warszawa!! (+6h).

Lubię, bardzo lubię czekać na wyjazdy i wyloty. Lubię towarzyszącą temu nadzieję na coś pięknego, ale też ten strach przed nieznanym i to standardowe "czy sobie poradzę?", które po powrocie zazwyczaj zamienia się w "jasne, że tak". Ten strach oznacza, że rzucamy sobie samym kolejne wyzwanie. Ten strach gwarantuje nieporównywalną z niczym satysfakcję "po"
~Paolo Coelho.

Od jakiegoś czasu moje podróże były przyjemne, pełne niespodzianek i chwil uniesienia, ale.. Ograniczenie się do obszaru Europy sprawiło, że podróże mi może nie tyle co spowszedniały (daleko mi do tego), ale już nie napawają mnie obawą. Po ostatnich 2 latach magisterki i 4 przeprowadzkach, Europa - a w zasadzie kultura zachodnia - już mi nie straszna. Ani jeśli chodzi o krótkie odwiedziny, ani zmianę adresu. 

I także z tego powodu kupiłam dziś bilety na pierwszy wyjazd od dłuższego czasu, który napawa mnie strachem i wątpliwościami czy dam radę. Jadę w miejsce, które kusiło mnie od lat, ale zawsze wydawało się marzeniem nie do spełnienia, odrealnionym obrazem. Zachodnia Kanada: Kolumbia brytyjska i Alberta, z naciskiem na parki narodowe.
Choć nadal w obszarze znanej i lubianej kultury zachodniej, ta wyprawa będzie zupełnie inna.

27 dni.
60 L plecak, który notabene uważam za najlepszy zakup mojego życia (poza Kindlem).
Ciężkie buty. Namiot i śpiwór. Odzież termiczna.
Setki godzin planowania.
Góry, góry, góry przez minimum 2,5 tygodnia.
Szmaragdowe jeziora.
Wyprawa z 2 lub 3 nieznanymi mi osobami.
Wydane miliony monet. Tego się nie da zrobić "po taniości".
Niedźwiadki, którym zdarza się poharatać turystów raz na jakiś czas.
Mało uczęszczane szlaki.
Zero komputera, zero internetu.
Nieśmiała nadzieja na zorzę polarną.
A na koniec - przeskoczenie 9 stref czasowych w ciągu 2 dni..

..i totalnie wyzerowane konto po powrocie. Wszystkie moje oszczędności: sprzedany motor, odmawianie sobie przyjemności tu i tam, odłożone resztki stypendiów, idą na spełnienie tego jednego marzenia. Boję się trochę tego braku stabilności i zabezpieczenia po powrocie, szczególnie z uwagi na poszukiwania pracy, które mogą potrwać. Rozważałam chwil parę czy ten wyjazd to dobra decyzja w mojej sytuacji, ale jak to mawia mój tata - "pieniądz rzecz nabyta" ;) 


Także tego, moi misiowie puszyści. Trzymajcie kciuki. I Wam też życzę takiego strachu czasem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz