niedziela, 10 kwietnia 2016

Facebook: EXODUS.

Dziś robię przerwę od postów z Reunion, kolejny pojawi się w środę - ostatnio próbuję wrzucać coś regularnie w każdą środę i niedzielę, żeby nadgonić co trzeba. 

Pewnie wiecie, że odeszłam z fejsa. Tzn. póki co tylko dezaktywowałam konto na próbę - wbrew pozorom wcale nie jest tak łatwo zniknąć całkowicie. O ile się orientuję - trzeba wysłać wiadomość potwierdzającą chęć skasowania profilu i dopiero wtedy pracownicy Facebooka to zrobią.
Rozpisałam się.. poniżej plusy, minusy i przede wszystkim, powody odejścia.


1. Powody odejścia?
  • po pierwsze fejs strasznie pożera czas. Całe godziny przepadają nie wiadomo gdzie - a u mnie urosło to do wymiaru bezsensownego scrollowania w dół i w dół i w dół, często klikania "lubię to" bez większego przekonania i otwierania 80% linków do artykułów na polskim, brytyjskim i amerykańskim Vice. Jakiś ułamek tego był niezły i coś wnosił do mojego życia, ale nie oszukujmy się co do reszty.. Teraz, po miesiącu życia bez linków wyskakujących mi prosto w twarz - na Vice nie byłam ani razu i stwierdzam: naprawdę można bez tego żyć :P
  • po drugie: wreszcie, po tyyyylu latach nie potrzebuję już fejsa do studiów! Przez cały iber, a potem magisterkę potrzebowałam go, żeby nie wypaść z obiegu, wiedzieć o egzaminach, plikach itd. Teraz piszę już tylko pracę mgr. i robię do niej badania, więc każdy jest zdany na siebie i poza pewnymi formalnościami (o które mogę zapytać przez maila, nic pilnego), naprawdę mogę się bez niego obejść. No i nie potrzebuję go do pracy jak niektórzy, więc też mnie to nie blokuje.
  • Tyle razy sobie obiecywałam, że ograniczę ilość numerów i zdjęć, które będę wrzucać na fejsa, ale jako mała "attention whore" w którą się zmieniłam, ciężko to było zrobić samej z siebie (wiem, wiem). Tzn. może nawet nie tyle co attention whore, ale moje postrzeganie siebie samej za bardzo zależało/zależy od tego jak oceniają mnie inni. A po ki chuj się przejmuję, ile osób pamięta o moich urodzinach albo lubi moje zdjęcie profilowe. Zdjęcie ma się podobać mnie samej, a teraz co najwyżej mogę je wrzucić na bloga albo wysłać mailem do przyjaciół (do tych, których podejrzewam, że to będzie obchodzić). Albo jeszcze bardziej starodawny sposób, wywołać, zapełnić album i pokazać go ludziom, kiedy się spotkamy :D I chyba mi z tym lepiej!
  • Rozmowy z niektórymi ludźmi stały się urywane, bezsensowne i jałowe. Stwierdziłam, że może życie zagranicą to nie jest najlepszy moment na to, żeby kasować najwygodniejsze urządzenie do komunikacji, ale z drugiej strony - ja wręcz chcę pozwolić umrzeć śmiercią naturalną tym znajomościom, które istnieją tylko dzięki fejsowi i jego wygodzie. Przemyślałam też to sobie, i w zasadzie z większością bliskich mi osób i tak miałam kontakt głównie poza fejsem. A i nawet mój brat zainstalował Whatsappa żeby być w kontakcie, co było przemiłe :)
  • Kiedyś myślałam,  że znajomi na fejsie mnie inspirują - ale ostatnio fejs stał się takim miejscem do chwalenia się tym co się ma i co się osiągnęło (i co się zjadło na obiad, i że poszło się na siłkę). Z kolei to - bez prawdziwej części mówiącej o problemach które przecież ma każdy - -sprawiało, że czułam się że "jak to jest, że inni mogą tyle, a ja tak do dupy i nic nie robię ze swoim życiem". A przecież jestem w Kanadzie na stażu na prestiżowym uniwerku! To strasznie chujowe z mojej strony zazdrościć komuś na Erasmusie albo porównywać się do kogoś, kto jest na 4-miesięcznym tripie po Wietnamie, Laosie i Kambodży, zamiast korzystać z tego, co mam tutaj. I zamiast samej ewentualnie planować takiego tripa (skoro mnie to jara).
  • Serio, ja nawet już potrafiłam rozważać parę dobrych minut (i pytać się innych), czy zmieniać zdjęcie profilowe.. (Jak szczerość, to szczerość).
  • Albo z nudów sprawdzać profile osób, których nie widziałam X lat ( i mieć złudne wrażenie, że wiem co u nich).
  • Koniec końców, spojrzałam na siebie i pomyślałam "kurwa, Panecko, co ty wyczyniasz". 
2. Jak było po odejściu?
  • Muszę przyznać - pierwszych parę dni było tragicznie. Wchodziłam na ekran logowania bardzo często, odruchowo wciskając "f" na klawiaturze, a mój komputer już wiedział, gdzie zabrać mnie funkcją autouzupełniania...
  • Dopiero wtedy łapałam się na tym, co robię.
  • Ciężko mi było znaleźć jakiś inny tak skuteczny zapychacz czasu.
  • Brakowało mi czatu z przyjaciółmi i rozmów w czasie teraźniejszym
  • I jak ja strasznie nagle wszystkim chciałam wysyłać linki i zdjęcia; to jest nie do opisania. 
  • Na początku musiałam się zmuszać do pisania ogarniętych i treściwych maili i odruchowo chciałam wciskać Enter, przeskakując od krótkiego zdania do krótkiego zdania, najlepiej w nowej linijce ;)
3. Przyznaję, są Minusy tej sytuacji: 
  • Brak tej wygody. Szczególnie, gdy mam ochotę szybko napisać wiadomość i szybko otrzymać odpowiedź. Mail jednak czatu nie zastąpi. 
  • Mail, Whatsapp itd nie nadają się całkiem do wysyłania linków i szybkiego dzielenia się pomysłami i znaleziskami internetu.
  • Plus im dłuższego maila napiszesz, tym dłużej czekasz na odpowiedź zazwyczaj - z mojego własnego doświadczenia po prostu ciężej się zabrać za pisanie.
  • Omija mnie sporo wydarzeń, które albo by mi gdzieś mignęły przed oczami, albo na które pewnie bym była zaproszona gdybym nadal przebywała na F.
  • Tracę kontakt z blogami albo profilami, które śledziłam, a które nie mają osobnej strony internetowej. A te, które istnieją poza F. - na pewno będę zapominać, żeby na nie wejść bez przypominajek wrzucanych regularnie na fanpage'ach. (Choć z drugiej strony, F daje poczucie, że dostaniesz powiadomienie o wszystkim, a istnieje przecież edge rank itd i wcale nie wszystko, co powinno się pojawić w feedzie się tam pojawia)
4. Najważniejsza część: Plusy
  • Część osób, o których myślałam, że jesteśmy dobrymi ziomkami, nawet mi nie odpisała na prośbę o maila/ inny kontakt. A bezlitosny F pokazuje, że ktoś wiadomość i owszem, wyświetlił, ale nawet nie raczył odpisać. Trochę przykro w przypadku niektórych osób, ale przecież znajomości nie mogą działać jednostronnie. Więc może to i lepiej, zero złudzeń ;)
  • Z kolei część osób o których myślałam, że kontakt między nami umarł, odpisała mi krótko, ale treściwie na moją wiadomość pożegnalną! Dowiedziałam się co tam u zagranicznych znajomych i że kolega z akademika mieszka w NZ. 
  • Zaskakująco dużo osób napisało mi, że to świetna decyzja - i życzyło mi powodzenia; parę osób też wspomniało, że rozważa odejście. Zaskakująco mało osób pisało rzeczy w stylu "No chyba Cię coś". :D
  • Brakuje czatu, ale za to dostaje najlepsze prezenty: długie, przemyślane maile od przyjaciół. Są pełne informacji, których bym się nigdy nie dowiedziała na F, np. głębokich przemyśleń o celu życia, ogółem - jak inni się czują i co naprawdę myślą, ale też pytań co u mnie. Na maile można odpisać w każdym momencie, gdy ma się ochotę i czas; a pisze się pełnymi zdaniami i mniej impulsywnie. I nawet można to odłożyć na parę godzin i przeczytać później - sprawdzić, czy to wszystko ma ręce i nogi, a może wyciągnęło się zbyt pochopne wnioski?
    Serio: na fejsie nigdy nie pisałam tak przemyślanych wiadomości, choć nadal przede mną długa droga.
  • Z małych bonusów - z racji 6 godzinnej różnicy czasu, popołudniowe maile z Europy przychodzą do mnie w środku nocy; więc rano pierwszą rzeczą, którą robię (poza kawą) jest sprawdzenie skrzynki. I często czekają tam na mnie informacje, zdjęcia, pozdrowienia.
  • I koniec końców - robię rachunek sumienia: czyje życie mnie interesuje na tyle, żeby wymieniać długie i jednak bardziej pracochłonne maile? To tak zamiast klikania profilu na F i przekonania, że wiemy co u kogoś (z kim i tak się nie widzieliśmy X lat). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz